Konkurs z okazji 100-lecia kopalni

W październiku w Gimnazjum z Oddziałami Integracyjnymi nr 7 im. Czesława Miłosza w Rybniku został zorganizowany konkurs literacki i dziennikarski z okazji 100-lecia Kopalni Węgla Kamiennego „Jankowice”. Jego pomysłodawczynią była mama jednego z gimnazjalistów - pani Bożena Machulec, która jest zawodowo związana z kopalnią. Zadaniem uczniów było napisanie opowiadania o kopalni lub przeprowadzenie wywiadu z jej pracownikiem. Uczestnicy konkursu napisali ciekawe teksty. Powstały opowiadania z elementami fantastycznymi o spotkaniach ze Skarbnikiem, czyli dobrym duchem kopalni, poważne artykuły o historii KWK „Jankowice”, interesujące wywiady z górnikami, zarówno czynnymi zawodowo, jak również z emerytami. Prace konkursowe oceniło jury w składzie: pani Katarzyna Gumulak oraz pani Liliana Babilas.
          Za najlepsze uznano teksty: Anety Foreiter z klasy 3d pt. „Opowiadanie dziadka górnika”, Dawida Piechy z klasy 1b pt. „Stulecie Jankowic” oraz Hanny Woźnicy z klasy 2d pt. „Górnictwo to ciężki kawał chleba”. Nagrodzono także teksty: Anny Staroch, Anny Boberek oraz Sandry Czerwińskiej. 20 października 2016 roku odbyło się wręczenie dyplomów i nagród, ufundowanych przez KWK „Jankowice”. Poniżej - dwie nagrodzone prace.

zobaczzobaczzobacz

WYWIAD Z GÓRNIKIEM

Każdy górnik zetknął się z niebezpiecznym wypadkiem…

H.W.: Dzień dobry
Z.R.: Witam serdecznie.
H.W.: Co miało główny wpływ na wybór Pana zawodu?
Z.R.: Ojejku... Właściwie kiepskie warunki na rynku pracy. To dość ciekawa sytuacja, ponieważ ja nigdy nie chciałem pracować na kopalni, chociaż mój dziadek pracował na kopalni, mój tata pracował na kopalni, mój brat pracował na kopalni. Ja powiedziałem, że to jest tak ciężki zawód, że się go nie podejmę. Kiedyś tak było, że można było „uciec” od wojska, pracując na kopalni, a ja powiedziałem, że wolę iść dwa razy do wojska niż raz na kopalni zjechać na dół. A co się okazało? Poszedłem do wojska, nie reklamowałem się i pierwsza praca, jaką podjąłem po wojsku, to była praca na kopalni.
H.W.: Czyli można powiedzieć, że przeszło to z ojca na syna.
Z.R.: Dokładnie. Tak historycznie, ale jako młody chłopak nie sądziłem, że tak się ułoży. Choć teraz nie żałuję. W wieku 47 lat już jestem emerytem.
H.W.: Na czym polegała Pana praca?
Z.R.: Byłem mechanikiem. Pracowałem jako ślusarz. Naprawiałem kombajny, które urabiają węgiel w ścianie.
H.W.: Praca „na dole” bywa często niebezpieczna. Jakie zagrożenia czekają na górników? I czy Panu również groziło jakieś niebezpieczeństwo?
Z.R.: Każdy górnik, który pracuje na kopalni, przez całą swoją historię na pewno zetknął się z jakimiś niebezpiecznymi wypadkami czy sytuacjami. Ja również miałem parę wypadków. Jeden był na tyle ciężki, że leżałem w szpitalu. No, ale wyszedłem z tego. Więc jak to się mówi, ten Skarbnik gdzieś tam czuwa nad nami.
H.W.: Jakie są minusy tej pracy, a jakie pozytywy tego zawodu?
Z.R.: Minusy to na pewno fakt, że na dole nie ma okien. Nie można wyjrzeć, zobaczyć jaka jest pogoda. A z drugiej strony plus to to, że bez względu na to, co się dzieje u góry - na powierzchni, to na dole jest ta sama wilgotność i temperatura w tych samych miejscach. Nie pada deszcz, chociaż czasami jest mokro.
H.W.: Emerytura również jest takim plusem.
Z.R.: No, na pewno. To jest plus, że szybko przechodzi się na emeryturę. Można rozwijać własne zainteresowania. Część górników gołębie hoduje, część ryby łowi. Ja akurat ani nie wędkuję, ani nie hoduję gołębi, ale można różnie spędzać czas.
H.W.: Jeżeli dzisiaj kończyłby Pan gimnazjum i stanął przed wyborem zawodu, który wykonywałby Pan w przyszłości, to czy Pana decyzja byłaby taka sama? Czy zostałby Pan górnikiem?
Z.R.: Sytuacja na rynku pracy się zmieniła, a w górnictwie stała się bardzo trudna. I nie wiem, czy podjąłbym drugi raz to wyzwanie, aczkolwiek teraz nie żałuję. Jak już mówiłem, mam teraz czas na swoje pasje i podróże, czy spędzanie czasu z rodziną.
H.W.: Dziękuje za rozmowę.
Z.R.: Również dziękuję.

zobaczzobaczzobacz

Wywiad przeprowadziłam z Zdzisławem Rogowskim, emerytowanym górnikiem z kopalni KWK Jankowice.

Rozmawiała Hania Woźnica

Opowiadanie dziadka

Kolejny chłodny, jesienny wieczór. Krople deszczu nieustannie bębniły o szybę małego okna. Starszy mężczyzna siedział na dębowym, bujanym fotelu i ćmiąc fajkę, głęboko się nad czymś zastanawiał. Trójka dzieci - jego wnuków, grzecznie siedziała na zielonym dywanie i wpatrując się w starca, czekała na kolejną ciekawą historię.
          Mężczyzna wygodniej rozsiadł się w fotelu. Przygotowany do rozpoczęcia opowieści, wyjął fajkę z ust i przyjrzał się maluchom siedzącym przed nim. Wnuki siedziały wpatrzone w ogień, którego blask oświetlał ich twarze. Czasem można było usłyszeć strzelanie drewna, które nadawało tej chwili unikalnego klimatu. Moment idealny, aby rozpocząć opowieść.
          -Wiecie... Gdy miałem dwadzieścia pięć lat i byłem niedoświadczonym młodzieńcem, zacząłem moją pracę w kopalni. Niestety byłem leniwy. Lenistwo jest złe, pamiętajcie dzieciaki! - powiedział mężczyzna, spoglądając na dzieci. Te pokiwały główkami, na znak zgody ze słowami starca i nadal wpatrywały się w jego sylwetkę z fascynacją. Był przecież ich dziadkiem, przychodził po nie po lekcjach, zabierał na spacery i opowiadał ciekawe historie ze swojego życia. Był ich autorytetem, osobą, której zachowania naśladowały. - Pracowałem w kopalni od miesiąca. Zamiast robić to samo, co moi koledzy ze zmiany - obijałem się. Z czasem weszło mi to w nawyk i robiłem to częściej i częściej. Przychodziłem na szychtę i wykonywałem tylko część moich obowiązków. Sztygarzy chwalili mnie za "moją ciężką pracę", bo potrafiłem udawać, że dużo robię. Przypisywali mi zasługi moich kolegów, a moi współpracownicy nic z tym nie robili. Godzili się z tym, że to mi przypadały wszelkie pochwały. Czasami wspominali coś o sprawiedliwości i o jakimś duchu - Skarbniku, który rzekomo się ze mną policzy. Gdy tylko zaczynali o nim opowiadać - ja spoglądałem na nich wzrokiem pełnym pogardy, a kpiący uśmiech i słowa: "Głupi jesteście, że wierzycie w takie bajeczki dla dzieci" były przeze mnie wypowiadane na każdej zmianie. Mijały dni, tygodnie, aż w końcu nadszedł dzień, w którym podszedł do mnie mężczyzna, mniej więcej trzydziestolatek. Pierwszy raz widziałem go na oczy, a on - wydawałoby się, znał mnie na wylot.
          Dziadek miał opowiadać dalej, ale piskliwy głosik malutkiej blondynki przerwał mu i wybił z rytmu. Mężczyzna przestał mówić. Czekał, bo chciał się dowiedzieć, jakie wątpliwości co do snutej historii miała jego wnuczka.
          -Dziadku! Dziadku! A przystojny był? Ten pan, o którym mówiłeś? - jasnowłosa dziewczynka spoglądała na starca, a ten zamyślił się. Chciał przypomnieć sobie trochę więcej szczegółów, by móc bardziej opisać mężczyznę, którego spotkał tylko kilka razy w swoim życiu. Zaciągnął się tytoniem z fajki i wypuszczając z ust kuliste obłoki dymu, przywołał obraz trzydziestolatka.
          -Miał krótkie, ciemne, a raczej kruczoczarne włosy, przenikliwe, błękitne oczy i mocno zarysowane kości policzkowe. Był bardzo dobrze zbudowany, w końcu wykonywał pracę fizyczną - starzec zamyślił się. - Odpowiadając na twoje pytanie, Haniu, wydaje mi się, że był przystojny - rzekł po chwili.
          -Według twojego opisu był! - dziewczynka z uśmiechem na twarzy, usiadła między pozostałymi wnukami, czekając na dalszą część historii.
          -Mężczyzna ten zwrócił mi uwagę na moje zachowanie. Chyba jedyny chciał mi się postawić. Ale ja się nie dawałem byle komu. Co on mógł mi zrobić? Zwykły pracownik - tak jak ja. Średnio przejmowałem się tym, co do mnie mówił. Nie dopuszczałem do siebie jego słów - westchnął mężczyzna - "Maciej, weź się w końcu do roboty. Nic, tylko stoisz z boku i bąki zbijasz. To nie przystoi górnikowi" - starzec zaczął naśladować ton głosu ciemnowłosego - Strasznie mnie denerwował, ale robił to dla mojego dobra. Chociaż wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy - dodał po chwili.
          -Jak to dla twojego dobra? - zapytał najstarszy ze siedzących wnuków. Chłopak spoglądał na dziadka i wyczekiwał odpowiedzi. W międzyczasie przeczesywał ręką swoje orzechowe włosy.
-Zaraz się dowiesz. Słuchaj spokojnie do końca, a odpowiedź sama się pojawi - uśmiechnął się do wnuka i kontynuował opowieść. - Nie słuchałem jego ciągłego zrzędzenia. Nadal nie wypełniałem wszystkich moich obowiązków. Chodziłem do pracy tylko po to, by zarobić na siebie i moją żonę, a waszą babcię - spojrzał na wnuków.
          -Trzydziestolatek nie dawał za wygraną i chodził za mną jak cień. Mówił, że mam się opamiętać. Mam zacząć wykonywać pracę tak, jak reszta albo za niedługo się z nią pożegnam. Wtedy byłem zbyt pewny siebie i zawsze kpiąco się do niego uśmiechałem. Wątpiłem, że komukolwiek to zgłosi. Myślałem, że jestem nietykalny. Przepracowałem jeszcze kilka dni i zostałem wezwany do jednego z dyrektorów. Gdy wygodnie rozsiadłem się w fotelu, otrzymałem informację, która zwaliła mnie z nóg. Dobrze, że wtedy siedziałem, bo mógłbym upaść. Dyrektor powiedział, że brakuje miejsc pracy, dlatego też musiałem zwolnić jedno z nich. Nie miałem doświadczenia, więc się nie opłacałem. Słowa dyrektora spadły na mnie jak grom z jasnego nieba. Byliśmy w złej sytuacji finansowej, a to że straciłem pracę, jeszcze bardziej ją pogarszało. Słowa i rady trzydziestolatka, były jakby ostrzeżeniem lub wróżbą nadchodzącej katastrofy, ale ja nie zwracałem na nie uwagi. Szczerze mówiąc, pamiętam, że bałem się powiedzieć waszej babci o utracie pracy. Nie wiedziałem, jak zareaguje, ale z góry zakładałem, że strasznie się rozzłości. Dlatego skłamałem i stwierdziłem, że dostałem urlop. Młody byłem, a zarazem głupi i leniwy. Nie szanowałem pracy, choć bardzo jej potrzebowałem. Swoją drogą... Ona nadal nie wie o tym, więc to będzie taka nasza mała tajemnica - starzec uśmiechnął się szeroko, przerywając swoją opowieść. Spojrzał za okno. Pogoda nie dopisywała. Ogromny ziąb i ciągłe opady deszczu były nużące. Sprawiały, że człowiek ciągle był zmęczony, a jedyną rzeczą, o którą marzył było położenie się do łóżka. - Macie jakieś pytania? - zapytał wnuków, które grzecznie siedziały na dywanie.
          -Nie! Możesz opowiadać dalej, dziadku. - powiedziały chórem.
          -Spotkałem go później tylko raz. Ostatni. Dał mi nadzieję. Kazał mi wziąć się do roboty. Mówił, że dostanę ostatnią szansę. Stwierdził, że da mi pierwsze i ostatnie ostrzeżenie za mój wybryk. Pogroził mi, że on będzie wiedział, kiedy nie będę wykonywał swoich zadań. Na początku nie zrozumiałem, jak mam wziąć się do roboty, skoro mnie zwolnili. Jednak niedługo wszystko się wyjaśniło. Następnego dnia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odezwali się do mnie z gabinetu dyrektora. Stwierdzili, że nastąpiła pomyłka i w trybie natychmiastowym wracam na swoje stanowisko. Podobno ktoś ze współpracowników wstawił się za mną. Mojej euforii nie dało się opisać. Można by powiedzieć, że wygrałem na loterii. Wróciłem do kopalni, za którą bardzo się stęskniłem. Brakowało mi tego, czułem się tam jak w drugim domu - mężczyzna uśmiechnął się sam do siebie - Teraz też mi tego brakuje.
          -Dziadku! Jak twoi koledzy zareagowali na twój powrót? - zapytał wnuczek.
          -Ucieszyli się. Tak mi się wydaje. Chyba... Chyba mi wybaczyli. Przeprosiłem ich, to oczywiste. Należało im się. Moje zachowanie było dziecinne, ale wtedy jeszcze czułem się dzieckiem - zaśmiał się starzec. - A wiecie, co było najdziwniejsze w tej historii? – spytał. - To, że tak naprawdę nikt nie widział, ani nikt nie znał tego trzydziestolatka, który mi pomógł. Tak, jakby nie istniał. Gdy opowiedziałem o nim kolegom, stwierdzili, że potrzebuję kontaktu z psychologiem, ale na szczęście obeszło się bez. Teraz, gdy na spokojnie myślę o tej sytuacji, wydaje mi się, że wiem, kim on był. To był Skarbnik. Ten, którym mnie straszyli. Wtedy dopiero uwierzyłem. Słyszeliście legendę o Skarbniku? - mężczyzna zapytał dzieci siedzących przed nim.
          -Nie, dziadku opowiedz! - krzyknęła mała blondynka, licząc że jej błagalne spojrzenie może cokolwiek wskórać.
          -Nie, na dzisiaj koniec. Do łóżka, już! - do pokoju weszła roześmiana staruszka. Swoje siwe włosy miała spięte w niskim koku. Wnuki momentalnie podniosły się z podłogi i wybiegły z pokoju. - O czym tym razem im opowiadałeś? - zapytała, gdy zostali sami.
          -Długa historia - mężczyzna roześmiał się i kontynuował ćmienie fajki. Spojrzał przez okno. Na zewnątrz nadal padało. W oddali, ujrzał jakby sylwetkę mężczyzny. Ten jedynie do niego pomachał i zniknął.
          -Dziękuję ci, Skarbniku - szepnął starzec i wrócił na bujany fotel.

Aneta Foreiter

Tekst wstępu i nagrodzonych opowiadań otrzymałem od Pani Katarzyny Gumulak (polonistki i opiekunki kółka dziennikarskiego) za zgodą nagrodzonych uczennic gimnazjum, za co bardzo dziekuję.

Wiecej informacji o przeprowadzonym konkursie można przeczytać w firmowej gazecie Polskiej Grupy Górniczej nr 7 wydanej  w listopadzie 2016 roku.
Tadek_Gacek - 2016

POWRÓT DO GÓRY